O wielu zasłużonych strażakach z OSP w Rzgowie zapomniano, choć przyczynili się do rozwoju tej organizacji, dbając też o swoje rodzinne miasto i mieszkańców. Takim oddanym bez reszty strażakiem był Stefan Duk, który niemal całe życie spędził w domu przy ulicy Grodziskiej.

Urodził się w Rzgowie 19 sierpnia 1923 r. w rodzinie, w której raczej się nie przelewało. „Mając lat 7 zacząłem uczęszczać do szkoły podstawowej, którą ukończyłem w 1938 r.” – pisał w swoim życiorysie. Jego ojciec Antoni był rzeźnikiem i miał dwie żony, z kolei ojciec Antoniego pochodził z Grabiny Woli. Antoni miał sporą gromadkę dzieci, z małżeństwa z druga żoną Eleonorą z ulicy Długiej urodziła się trójka: Stefan, Janina i Leokadia. A że siostra małżonki – Stanisława wraz z mężem mieszkała w domu przy Grodziskiej 11 i byli bezdzietnym małżeństwem, wzięła Stefana na wychowanie. Chłopak dorastał więc przy tej jednej z najważniejszych ulic Rzgowa, pomagając wujkowi w pracach rolnych, jak wspominał po latach.

W 1939 roku wybucha wojna, Stefan ma wówczas 16 lat. W następnym roku dzieli los wielu mieszkańców, którzy zostają wysłani do Niemiec na przymusowe roboty. Trafia do gospodarstwa we wsi Ubbechausen – Oldenburg. Praca jest ciężka, właściwie od świtu do wieczora. Właściciel gospodarstwa obserwuj3e go uważnie i któregoś dnia bije chłopaka. Dowiaduje się o tym jeden z niemieckich żandarmów, który, o dziwo, staje w obronie Polaka. Od tego momentu zmienia się stosunek bauera do chłopaka ze Rzgowa.

Stefan Duk pracuje u Niemca do kwietnia 1945 roku. To wtedy pojawiają się żołnierze generała Stanisława Maczka i Polak odzyskuje wolność. Może teraz powrócić do Polski. Prawdopodobnie decyduje się na wstąpienie do polskiego wojska. Niewiele wiemy na ten temat, wszak Maczek dla ludowej ojczyzny był wrogiem i Stefan Duk po powrocie do Polski zataja fakt służby w jego armii. Po jakimś czasie powraca jednak do Rzgowa, bo bohater spod Falaise i wyzwoliciel Bredy, a zarazem prekursor polskiej broni pancernej – po zakończeniu wojny staje się zbytecznym balastem dla Anglików. Gen. S. Maczek, zwany przez swoich podkomendnych „Bacą”, jeszcze jakiś czas dowodzi polskim żołnierzami, ale po demobilizacji przestaje się liczyć, nie otrzymując nawet emerytury wojskowej i pracuje jako barman w Edynburgu. Jego żołnierze dzielą gorzki los dowódcy.

Stefan powraca do Rzgowa. Jak przed laty pomaga w gospodarstwie, pracuje też przez jakiś okres w Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”, a z czasem (od 1952 roku) zostaje zawodowym strażakiem, pełniąc służbę głównie w piątym Oddziale przy ul. Przybyszewskiego w Łodzi, skąd po ponad 30 latach przechodzi na emeryturę.

W rodzinnym Rzgowie działa społecznie w ochotniczej straży już od początku lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, wchodząc w skład Komendy OSP. Od 1958 roku jest naczelnikiem, od 1964 – wiceprezesem i naczelnikiem, potem w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych – naczelnikiem. Uczestniczy w wielu akcjach gaśniczych, bo w okolicznych wsiach sporo jeszcze drewnianych domostw pokrytych strzechą. Potem wraz z innymi druhami buduje nową strażnicę i uczestniczy w jej uroczystym otwarciu, co uwieczniono na fotografiach.

Ma też inne sukcesy. 9 marca 1984 roku wraz ze Stanisławem Wankiewiczem sprowadza do OSP ciężki wóz bojowy „Jelcz’ GCBA 6/32, w owym czasie najlepszy pojazd strażacki, w rzgowskiej gminie żadna jednostka nie miała lepszego wozu bojowego.

Na emeryturze wciąż żył swoją strażą i więcej czasu spędzał w remizie niż w domu. Żona mawiała do dzieci, że „straż zabrała im ojca”. Miał dwie córki. – Był ojcem surowym i rygorystycznym, ale jednocześnie bardzo troskliwym. Dbał też o wnuków – wspomina córka Jadwiga Kołodziejczyk. Marek Bartoszewski, działacz samorządowy, nazywa go charyzmatycznym strażakiem, z kolei Piotr Salski podkreśla, że był niezwykle oddany straży.

Zmarł 18 marca 1989 roku. Na rzgowski cmentarz odprowadzały go tłumy przyjaciół i znajomych, oddając w ten sposób hołd strażakowi i społecznikowi, dla którego Straż i Rzgów stanowiły sens życia.

Fot. ze zbiorów rodzinnych córki Stefana Duka – Jadwigi Kołodziejczyk

R.Poradowski