Był chyba jednym z najstarszych mieszkańców Rzgowa, liczącym sobie 93 lata, do tego bardzo sprawnym fizycznie i z doskonałą pamięcią. Ta ostatnia pozwalała mu niemal z fotograficzną pamięcią odtwarzać wydarzenia sprzed kilkudziesięciu laty, np. z okresu okupacji hitlerowskiej. Niestety, Jan Bednarski, bo o nim mowa, odszedł 4 grudnia ubiegłego roku, a kilka dni później spoczął na miejscowym cmentarzu.
Urodził się 6 listopada 1927 roku w Rzgowie i tu spędził całe swoje życie. Rodzice jego – Józef i Marianna – byli rolnikami, on też zajmował się rolnictwem, ale posiadał również warsztat ślusarski i w pewnym okresie wykonywał wozy konne dla słynnych rzgowskich wapniarzy.
Przez całe życie interesował się swoją miejscowością, w której znał niemal wszystkich. Godzinami potrafił opowiadać dzieje poszczególnych rodzin, barwnie opisywał wydarzenia, o których wielu zapomniało.
Odwiedzałem Go wielokrotnie w jego domu przy ul. Tuszyńskiej, gdzie wprowadzał mnie w zawiłe i skomplikowane arkana zdarzeń sprzed kilkudziesięciu laty. Szczególnie cenne były dla mnie, a zapewne i czytelników, jego wspomnienia dotyczące tragicznego września 1939 roku, gdy wraz z rodziną uciekał w kierunku stolicy i po dramatycznym bombardowaniu ludności cywilnej w okolicy Brzezin powrócił do Rzgowa. Tu oglądał Niemców wkraczających do osady.
W pamięci zachował także prześladowania Polaków przez nazistów, bez trudu wymieniał nazwiska wszystkich rodzin wyrzuconych ze swoich gospodarstw przez Niemców, zamordowanych rzgowian. Był jedynym takim mieszkańcem grodu nad Nerem, który chętnie dzielił się tym wszystkim, co zapamiętał w ciągu długiego życia.
Odszedł w czas pandemii, ale zmarł nie z powodu koronawirusa, który dziś zabija tyle osób. Przegrał walkę ze zwykłym przeziębieniem. Pozostawił żonę, syna i córkę. A także pamięć o swoim z pozoru zwyczajnym, a przecież niezwyczajnym życiu, wielkiej życzliwości dla ludzi i zatroskaniu o rodzinny Rzgów.
R.Poradowski