– To nie rzeki, to raczej strumyki lub kanały ściekowe – tak o Nerze i Strudze wypowiada się wielu rzgowian. Niektórzy wręcz negują istnienie Strugi, która dla nich jest tylko rowem ściekowym. Zatem, jak sugerują, o zanieczyszczaniu rzek nie ma co tu mówić. To dość powszechnie wypowiadane opinie, także po sierpniowym zatruciu Neru w pow. poddębickim i łęczyckim, gdy z rzeki wyłowiono setki kilogramów zatrutych ryb i sprawa trafiła do prokuratury.

Nie znamy wyników śledztwa prokuratury i zapewne winnych zatrucia Neru nie będzie tak jak w przypadku Odry. Na szczęście w Rzgowie nie zaobserwowano skutków zatrucia, ale nie ma się z czego cieszyć. Także tutaj może przydarzyć się katastrofa, bo rzeka nie jest monitorowana na bieżąco, a jedynie od czasu do czasu lub interwencyjnie dokonuje się analizy hydrologicznej, czyli pobiera próbki wody. O ciągłym monitorowaniu Neru nie ma mowy. Profesor Maciej Zalewski, ekspert z zakresu ekohydrologii mówi wprost, że to system przestarzały, że powinno się przy pomocy specjalnych elektrod śledzić online procesy chemiczne zachodzące w wodzie, a w newralgicznych punktach powinny by kamery. Taki system automatycznie uruchamiałby alarm.

Niestety, chyba nie zanosi się na radyklane zmiany na tym polu, bo „Wody Polskie” i inne instytucje odpowiedzialne za ochronę środowiska są nie tylko niedoinwestowane, ale – zdaniem wielu fachowców – źle zarządzane, bardziej skoncentrowane na „papierologii”. Zatem powtórka z Odry jest realna na wielu polskich rzekach. Jak widać, może się zdarzyć jeszcze w większej skali niż w sierpniu także na Nerze.