Jest już akt oskarżenia dla mieszkańca Starowej Góry, który miał gwałcił wolontariuszki oraz ratowniczki medyczne. Wcześniej narkotyzował je, a wszystko uwieczniał na filmach! Zadowalał się także pornografią dziecięcą!
Radosław M. to mieszkaniec Starowej Góry, który uchodził za osobę cichą, spokojną. Żaden z sąsiadów nie wiedział jednak jaką obrzydliwą tajemnicę skrywa ich sąsiad. Prowadząc firmę oferującą usługi transportu medycznego w okropny sposób wykorzystywał seksualnie swoje pracownice oraz wolontariuszki! Miał także skłonności pedofilskie!
Afera wybuchła rok temu. Okazało się, że Radosław M. został zatrzymany na polecenie pabianickiej prokuratury. Zarzucano mu, że wykorzystywał seksualnie kobiety. Mówiono o siedmiu przypadkach. Ratowniczki medyczne… dyżurowały w jego domu w Starowej Górze. Wynikało to z oszczędności. Tam też dochodziło do mrożących krew w żyłach sytuacji.
Prokuratura Rejonowa w Pabianicach oskarżyła 44-letniego mężczyznę o popełnienie łącznie 15 przestępstw na szkodę 11 osób. W odniesieniu do jednej z pokrzywdzonych zarzuty dotyczą zgwałcenia małoletniej po uprzednim podaniu jej środków odurzających i nagranie wszystkiego.
Ponadto zarzucone mu zostały przestępstwa polegające na bezprawnym pozbawieniu wolności, podawaniu środków odurzających, w tym osobom małoletnim, oraz posiadaniu bez zezwolenia amunicji i pornografii dziecięcej. Mężczyźnie grozi kara pozbawienia wolności w wymiarze do 10 lat.
– Akt oskarżenia to efekt ustaleń poczynionych w śledztwie, które wszczęte zostało po zawiadomieniu złożonym przez dyrekcję jednej z łódzkich szkół średnich. W jego treści wskazano, że mężczyzna prowadzący w ramach zawartej umowy zajęcia z zakresu ratownictwa medycznego może seksualnie wykorzystywać uczennice tej szkoły – tłumaczy Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Zgromadzony materiał dowodowy pozwolił prokuratorze zatrzymać mężczyznę. Miało to miejsce rok temu.
– Po przesłuchaniu na wniosek prokuratury podejrzany został tymczasowo aresztowany. Przeprowadzono przeszukanie, podczas którego zabezpieczono telefony komórkowe i komputery, które poddano oględzinom i badaniom informatycznym. Ujawniono między innymi fotografie wskazujące na dwukrotne seksualne wykorzystanie jednej z dziewcząt. Poprzedzone to było wcześniejszym podaniem jej środka odurzającego. Wśród posiadanych materiałów odnaleziono także pornografię dziecięcą – dodaje rzecznik.
Mroczna przeszłość
Śledczy ustalili, że od 2017 roku do czerwca 2018 roku podejrzany prawdopodobnie dożylne podawał środki odurzające także innym młodym osobom, które następnie bezprawnie pozbawiał wolności, przetrzymując je w miejscu prowadzenia działalności lub zamieszkania. Tego właśnie okresu dotyczą w głównej mierze sformułowane zarzuty. Jedna z ratowniczek przebudziła się z igłą w przedramieniu.
W toku śledztwa udało się dotrzeć do pokrzywdzonych, które opisały zdarzenia mające miejsce wcześniej – stąd wśród zarzutów są także czyny z lat 2011, 2014-2016. Wtedy Radosław M. organizował kursy w harcerstwie. Przeprowadzał je wieczorową porą, a do ćwiczeń zapraszał dziewczyny, które następnie molestował seksualnie. Uczył jak robić opatrunki. Wybierał takie miejsca, by mógł dotykać je w miejsca intymne.
44-latek nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów.
O molestowaniu harcerek wie doskonale środowisko ratowników medycznych. Radosław M. stracił wtedy posadę instruktora w harcerstwie. Nikt nie chciał z nim pracować. Wywieszono plakaty, że jest pedofilem. Wtedy założył własną firmę, która oferowała usługi związane z transportem medycznym. Jego koledzy po fachu mówią, że uchodził za dziwną, skrytą osobę. Nie spoufalał się. Pozwalał sobie na kontakty tylko z kilkoma osobami.
– Sprawiał wrażenie, jakby coś było z nim nie tak. Każdy doskonale pamiętał aferę sprzed lat, ale nic z tym nie zrobiono. Był bardzo zamknięty w sobie, do tego stopnia, że nie mówił nawet zwykłego cześć. Kontakt z nim miało bardzo mało osób. Tak właśnie jakby coś ukrywał. Źle mu z oczu patrzyło. Osoby pracujące w jego firmie skarżyły się, że nie wypłaca im pieniędzy w terminie. Podczas rozmów z nimi nawet nie drgnęła mu powieka, jakby był pozbawiony wszelkich uczuć – ujawnia nam jeden z ratowników medycznych.
Wskazuje również, że mężczyzna, prowadząc firmę zajmującą się transportem medycznym, miał bardzo konkurencyjne ceny – poniżej kosztów. To rodziło problemy pomiędzy nim a jego pracownikami. Jego koledzy z branży wskazują, że do pracy zatrudniał atrakcyjne ratowniczki medyczne. Siedziba firmy znajdowała się właśnie w jego domu w Starowej Górze, gdzie rozgrywał się ten koszmar.