W gminie Rzgów nigdy nie będzie lotniska, ale na łódzki port już przed laty spoglądano tu z wielkim zainteresowaniem i nadzieją. Chodziło o uruchomienie połączeń lotniczych ze wschodnimi sąsiadami, głównie Ukrainą, której kupcy i handlowcy mieli kooperować ze rzgowskimi centrami handlowymi. Mimo szumnych deklaracji nic z tego nie wyszło.

Chciałoby się powiedzieć, że tonący brzytwy się chwyta. Łódzkie lotnisko, do którego od lat dokłada olbrzymie pieniądze łódzki samorząd (370 mln zł), chce znów nawiązać kontakty ze Wschodem . To nieporozumienie, jak nieporozumieniem była od lat polityka kadrowa na lotnisku. Amatorskie zarządzanie za olbrzymie pieniądze (pani prezes lotniska inkasuje co miesiąc ponad 21 tys. zł brutto), niezależnie od pandemii, musiało doprowadzić do dramatycznej decyzji właścicieli portu, którzy zdecydowali się na sprzedaż lotniska. Kto odpowiada za wydanie i zmarnowanie setek milionów złotych podatników, dlaczego dopiero teraz podejmowana jest dramatyczna decyzja dotycząca sprzedaży łódzkiego lotniska?

Latające maszyny to nic nowego na rzgowskim niebie. Tu codziennie można zobaczyć niewielkie samoloty, bowiem w pobliżu przebiega korytarz powietrzny. W Rzgowie i okolicznych miejscowościach lądują też śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, bo przez gminę przebiegają najważniejsze krajowe szklaki drogowe, na których dochodzi do tragicznych wypadków.

R.Poradowski