Trzynaście lat temu, 11 listopada 2011 roku zmarł nagle Andrzej Gramsz, nieoceniony wydawca, społecznik, człowiek bezgranicznie oddany rodzinnym Pabianicom i Ziemi Łódzkiej. Kochał małe miasteczka, z ich niepowtarzalnym klimatem, ale i historię. To dlatego spotykaliśmy się w „Cichym Kąciku” w centrum Rzgowa, gdzie czuł się znakomicie. Choć z Łodzią był związany od dziesięcioleci, dla niego bardziej liczył się Rzgów, Tuszyn czy Zelów.

Ostatnie lata jego życia związały nas mocno dzięki wspólnym planom wydawniczym.  Na krótko przed śmiercią spotkaliśmy się w Rzgowie u Ziemaka, by porozmawiać o kolejnych wydawnictwach. Andrzej miał szerokie plany związane również ze Rzgowem, który polubił wyjątkowo.  Rok przed śmiercią wydaliśmy pierwszy reprint książeczki o Rzgowie z początku XX wieku pióra ks. Pawła Załuski. Mówiłem o tym, że nie jestem zadowolony z tej edycji, bo nie z mojej winy wkradły się pewne błędy, które jednak obciążyły mnie. Andrzej początkowo nie zgadzał się ze mną, ale po pewnym czasie przyznał mi rację i przygotowywaliśmy kolejne wydanie reprintu. Śmierć opóźniła wydanie tej książeczki, udało się to zrobić dopiero po kilku latach.

Miał duszę społecznika i konesera sztuki, szczególnie dobrej książki. Dla rodzinnych Pabianic jako wydawca i autor przygotował kilka cennych książek, współpracując przez lata z legendą dziennikarstwa pabianickiego red. Kazimierzem Brzezińskim. Obydwaj byli zakochani w Pabianicach. Podobnie zresztą traktowali inne okoliczne miejscowości, np. Łask, Zelów, Tuszyn czy Rzgów. Kaziu Brzeziński, wulkan pomysłów i znakomite pióro, dostrzegał związki między tymi ośrodkami, wszak przez wieki łączyło je m.in. „państwo pabiańskie”. Tuszynowi poświęcili kilka książek, szykowali kolejne pozycje.

W ostatnich latach Rzgów zajął szczególne miejsce w życiu Gramsza. Lubił to miasteczko z charakterem, jak mawiał. Przygotowywaliśmy album o Rzgowie. Wbrew pozorom to dość trudna sprawa, bo zebranie zdjęć i opisów – to jedno, ale znalezienie pieniędzy na wydanie – to drugie i chyba znacznie trudniejsze zadanie. Andrzej nie bał się takich wyzwań i zapewne, gdyby nie śmierć, takie wydawnictwo już dawno stałoby na półkach domowych bibliotek rzgowian…

Choć uhonorowano go wieloma nagrodami i wyróżnieniami, nie one stanowiły sens jego życia. Był człowiekiem twórczym, nie bojącym się wyzwań, które niosło życie. Zapewne dlatego tak odważnie podejmował decyzje wydawnicze. A że potrafił dostrzec piękno ukryte, gdzie w małym miasteczku czy na wsi, starał się je przybliżyć innym. Odkrywał świat prowincji z szeroko otwartymi oczyma. Za to wdzięczny jest mu również Rzgów…

Ryszard Poradowski