Gazeta Rzgowska

Marek Binkowski ze rzgowskiego Gminnego Ośrodka Kultury Z MUZYCZNĄ PASJĄ PRZEZ ŻYCIE

Gdy w 2019 roku przechodził w pabianickiego Miejskiego Ośrodka Kultury do rzgowskiego Gminnego Ośrodka Kultury zastanawiał się nad celowością tego kroku, ale coś go ciągnęło do Rzgowa. Zapewne sentyment. Wszak tutaj uczył się w podstawówce, a także stawiał pierwsze kroki w Ognisku Muzycznym. Zresztą mieszkał niedaleko, bo w sąsiednim Gospodarzu.

– Dziś nie żałuje tego kroku, bo prowadzi sekcję wokalną i ma pod opieką sporo utalentowanych dzieci w wieku od 5 lat. Każdemu daję szansę na rozwój talentu i satysfakcję ze śpiewania. Dla mnie także muzyka i śpiew są sensem życia – mówi Marek Binkowski

ZAWSZE DECYDOWAŁ PRZYPADEK

– Moim życiem zawsze decydował przypadek. Tak było wówczas, gdy w rzgowskiej podstawówce trafiłem do Ogniska Muzycznego pod skrzydła Mirosławy Golis z Łodzi, która uczyła mnie gry na fortepianie. To ona sprawiła, że po dwóch latach przeniosłem się do Szkoły Muzycznej w Pabianicach, gdzie uczyłem się gry na akordeonie i fortepianie. Za pieniądze otrzymane z okazji komunii kupiłem sobie akordeon. Skąd ta ciągota do muzyki? Ojciec w młodości grał w zespole jako gitarzysta, a ponadto moja mama pochodzi z gór, a górale, jak wiadomo, są muzykalni.

O silnych związkach z grodem nad Nerem świadczy też epizod z lat młodości – M. Binkowski był członkiem Zespołu Pieśni i Tańca „Rzgowianie”. Brak czas spowodował, że rozstał się wówczas z muzyką i tańcem ludowym. Ubolewał z tego powodu, podobnie było z piłką nożną, którą lubił, a na którą też brakowało mu czasu.

Choć nie lubił ani chemii, ani fizyki, los sprawił, że trafił do Liceum Chemicznego w Pabianicach i zdał maturę w 1996 roku. Potem na szczęście odnalazł się na studiach na Wydziale o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego. Okres studiów, szczególnie ich końcówka, to już „szukanie swojego miejsca na ziemi” – praca w domach kultury, handlowanie w Głuchowie i Rzgowie. Robota na kilku frontach zakończyła się… wypadkiem drogowym. Zasnął za kierownicą. Potraktował to jako sygnał, ostrzeżenie. Zamknął rozdział zwany handlem i skoncentrował się na nauczaniu gry na instrumentach. A że przypadek wciąż rządził jego życiem, w międzyczasie chyba przez jeden rok prowadził… zajęcia teatralne.

W RZGOWIE WIELE SIĘ NAUCZYŁEM

– Gdy przejęliśmy formalnie budynek rzgowskiego GOK, byliśmy świeżo po remoncie sali widowiskowej MOK w Pabianicach, co okazało się zbawienne dla placówki w Rzgowie., szczególnie jeśli idzie o sprawy związane z akustyką. Sporo się w tym okresie nauczyłem – opowiada M. Binkowski.

– A potem przyszła pandemia z obostrzeniami, zamknięciem placówki. To smutny okres, ale staram się na wszystko spoglądać z optymizmem, więc wierzę, że z tej bolesnej lekcji ostatecznie wyniknie coś dobrego. Z wielką nadzieją spoglądam w przyszłość – chcę rozwijać talenty wśród dzieci i młodzieży, współpracując m.in. ze Szkołą Muzyczną.

Obecnie M. Binkowski mieszka w Pabianicach, ale chętnie wspomina o Gospodarzu i swojej rodzinie. – Ojciec jest dla mnie wzorem, choć zawsze miał twardą rękę, z kolei z wujkiem Ryśkiem, znakomitym dziennikarzem i autorem powieści uwielbiam rozmawiać, słucham też jego cennych rad, pełnych humoru, dystansu do tego wszystkiego, co dzieje się wokół nas.

– A Gospodarz? Przez lata rozwijało się tu rolnictwo i ogrodnictwo, trzeba było ciężko pracować. Mama Maria jak przed laty wciąż dba o ognisko domowe, długo była z nami babcia, która dawała nam wszystkim złote rady. Spoczęła w ukochanych górach, w rodzinnym grobie. Dziś Gospodarz jest już inną wsią, żyjąca także z handlu i usług.

Dziś M. Binkowski krąży między Pabianicami, Gospodarzem i Rzgowem. Praca w GOK daje mu sporo radości, bo ucząc dzieci śpiewu niczym jubiler obrabia szlachetne kamienie i z dnia na dzień widzi, jak nabierają blasku.

R.Poradowski