Święta to magiczny czas, poświęcony najbliższym. Na przestrzeni lat nieco zmieniły swój wymiar. Zapytaliśmy osoby z tzw. „świecznika”, jakie mają najpiękniejsze wspomnienia z tego okresu.
Święta za pasem, trwają ostatnie porządki, zakupy, by już 24 grudnia zasiąść przy wigilijnym stole. Na przestrzeni lat zmieniły się oczekiwania, co do ich przygotowania, czy prezentów.
Trzydzieści lat temu ogromnym rarytasem były … pomarańcze, na które czekano z niecierpliwością. Choinka była żywa i kolorowa, a nie stonowana w bieli czy srebrze na sztucznym pniu. Dzieciaki przygotowywały własnoręcznie ozdoby, na stołach królował karp, a w powietrzu unosił się zapach pasty do podłóg, a dzieci z przerażeniem spoglądały na św. Mikołaja w dziwnej masce.
– Jako dziecko bardzo przeżywałam święta. Z niecierpliwością wyczekiwałam pierwszej gwiazdki. Byłam ciekawa, ale … bałam się Mikołaja. Zarówno tego, który przychodził do domu i tego, który był na najróżniejszych spotkaniach choinkowych. Najpiękniej jak potrafiłam śpiewałam piosenki, żeby dostać prezent i pokazać, że jestem dzielna – wspomina Joanna Papuga-Rakowska, dyrektor GOK.
Jej najpiękniejsze wspomnienia dotyczące świąt wiążą się jednak z dorosłym życiem i radością jej dziecka, który otrzymał prezent o jakim nawet nie marzył.
– Nie mieliśmy wtedy łatwej sytuacji finansowej. Syn pod choinką znalazł głośniki do komputera. Jego szczere zaskoczenie i ogromna radość była bezcenna. Do tej pory widzę jego radosne oczy, które wręcz świeciły się. Ta chwila szczególnie utkwiła mi w pamięci i wspominam ją chyba przy każdych świętach. Robiąc niespodzianki świąteczne zawsze bardzo się staram, żeby przynosiły one dużo radości. Z tym kojarzą mi się święta – dodaje pani dyrektor.
Podobne wspomnienia związane z prezentem ma również II Wicemiss Polski oraz Miss Publiczności – Marta Skwierczyńska.
– Moje najpiękniejsze wspomnienia ze świętami wiążą się z dzieciństwem. To była prawdziwa magia. Wierzyłam w św. Mikołaja, wszystko było takie bajkowe. Nigdy nie zapomnę, jak na zakupach z rodzicami upatrzyłam sobie lalkę i nie chcieli się zgodzić, żeby ją kupić. W wigilijny wieczór tata powiedział mi, że pojedziemy do sklepu po nią. Kierowaliśmy się jednak w stronę szafy. Myślałam, że robi sobie ze mnie żarty, obraziłam się i powiedziałam, że nie chcę już tej lalki. Kiedy otworzyłam szafę, czekała na mnie wymarzona Roszpunka. To wspomnienie utkwiło mi szczególnie w pamięci – opowiada.
Miss nie wyobraża sobie wigilijnej kolacji bez pierogów i barszczu czerwonego. Święta to także żywa choinka, ta tradycja jest pielęgnowana.
– Każde święta są dla mnie wyjątkowe i mają swój urok. Uwielbiam ten cały nastrój świąteczny i pyszne potrawy, na które czekamy z niecierpliwością. Ja szczególnie na pierogi z kapustą i grzybami, a do tego czerwony barszcz. Tradycją jest żywa choinka. Nie wyobrażam sobie świąt ze sztucznym drzewkiem. Spędzam ten czas z rodziną, odpoczywam, są to niezwykle radosne chwile – dodaje.
Święta to również czas dużych spotkań rodzinnych. W takich uczestniczył burmistrz Mateusz Kamiński.
– Nasze wigilie zawsze były duże. Kolacje odbywały się u nas w domu albo u mojej cioci Agnieszki i wujka Piotra Salskich. Potrawy wigilijne na takie spotkania przygotowywali zawsze nie tylko gospodarze, ale i goście. Każdy coś przynosił. Podczas wigilii zawsze obecni byli moi dziadkowie ze strony mamy. Nawet w czasach, gdy bardzo trudno było kupić coś ciekawego dla dzieci, w tym dniu nie mogło zabraknąć prezentów. Zawsze były one starannie dobrane. Myślę, że w peerelowskiej rzeczywistości Święty Mikołaj musiał je zdobywać już od wczesnej jesieni. Mimo trudności, zawsze mu się to udawało. Nie wiem, jak to robił, ale to w końcu Święty Mikołaj. Miał swoje sposoby – opowiada burmistrz.
Wspomnienie z dzieciństwa, które szczególnie utkwiło mu w pamięci to akcja ratunkowa karpia.
– Jako kilkuletni chłopak zachorowałem przed Bożym Narodzeniem. Leżałem w łóżku z gorączką. Gdy mama przyniosła do domu karpia i wpuściła go do miski z wodą, zrobiło mi się go żal. Wtedy poprosiłem mamę, aby zaniosła go do rzeki i wypuściła. Tak też się stało. Mama wysłuchała mojej prośby. Nie wiem, czy karp dopłynął do stawów w majątku Gospodarz, ale na pewno go nie zjedliśmy – wspomina.