Las to samo zdrowie, a praca w lesie to tylko przyjemność – tak uważa wiele osób. Tymczasem prawda jest zupełnie inna. Niezależnie od tego, czy jest śnieg i mróz zimą, a latem upały, kleszcze i komary – trzeba dbać o las. Leśniczy Marek Pawlak z leśnictwa w Tuszynie rozwiewa mity na temat pracy w lesie.
– Po prostu trzeba kochać las i przyrodę, być jej pasjonatem. Tu nie ma ustalonych i sztywnych godzin pracy, bo w lesie wszystko się może zdarzyć o każdej porze dnia i nocy. Gdy np. pojawia się ogień czy dochodzi do innej tragedii – trzeba być na posterunku.
Marek Pawlak już jako dziecko wymykał się z domu i z lornetką obserwował życie zwierząt. Kiedyś nawet z kolegą chciał spędzić noc w szałasie w lesie, oczywiście za wiedzą rodziców, ale gdy rozpalili niewielkie ognisko, wypatrzyli ich milicjanci i skończyła się ta przygoda. Potem była Zasadnicza Szkoła Leśna w Męckiej Woli, technikum i zdobywanie doświadczenia w nadleśnictwach Sieradz i Kolumna. W 1981 roku trafił do Tuszyna. Przez jakiś czas remontowano i rozbudowywano leśniczówkę, wzniesioną tutaj w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku.
– Głównym moim obowiązkiem jest nadzorowanie całej gospodarki na terenie leśnictwa. A jest ono spore, bo ma 196 kilometrów kwadratowych i rozciąga się od rejonu Tadzina i Romanowa aż po Szynkielew i Rydzyny. Dominują oczywiście sosny (60 procent), ale są też dęby, jodły, buki, jesiony i olchy. Na terenie leśnictwa znajdują się 2 rezerwaty przyrody. O specyfice decyduje także duże rozdrobnienie lasów i liczne arterie komunikacyjne. Te ostatnie z jednej strony są dobrodziejstwem, bo ułatwiają np. wywóz drewna, ale z drugiej strony utrudniają życie zwierzynie – opowiada M. Pawlak.
Leśniczy żartuje, że pracuje na wyspie. – Żona pochodzi z Opoczyńskiego, ja z kolei z rejonu sieradzkiego. Powoli zbliża się emerytura i trzeba będzie opuścić leśniczówkę. I znów znaleźć swoje miejsce na Ziemi…
Specyfika pracy w Tuszynie? To tereny podłódzkie, dużo działek letniskowych, sporo ogrodzeń, które stanowią przeszkody na tradycyjnych szlakach migracyjnych zwierząt. Na skutek budowy autostrady A-1 i drogi ekspresowej S-8 zwierzyna musiała zmienić swoje szlaki wędrówek.
Czy oprócz umiłowania lasu i przyrody jest jeszcze miejsce i czas na inne pasje i zainteresowanie? – Tak, pasjonuję się łowiectwem i fotografią ostatnio nieco zaniedbaną, a także lokalną historią. Przed laty był radnym w Tuszynie, musiał więc poznać ludzi i teren.
Jest autorem wielu artykułów dociekających głównie spraw leśnictwa i ludzi z nim związanych. Dlaczego to robi? Jak mówi, chce ocalić od zapomnienia kawał pięknej historii ludzi lasu. A historia to według niego kręgosłup narodu więc należy o nią dbać.
– Co najfajniejsze jest w mojej pracy? Swoboda podejmowania decyzji, ale i wynikający z tego ciężar odpowiedzialności. Trzeba umiejętnie wykorzystać to, co daje nam las. Leśnicy nie pracują dla siebie, dla swojego pokolenia, drzewostany, które pojawiły się tu w okresie mojej pracy, ocenią kolejne pokolenia. Przyroda sama daje sobie radę, my jej tylko pomagamy – mówi leśniczy.
– Co jeszcze po mnie zostanie? Pięć pomników przyrody i następne, o których rejestrację wystąpiłem.
– Czterdzieści lat pracy minęło jak z bicza strzelił, tygodnie tak szybko lecą. Nawet nie ma czasu na nudę. Co roku z małżonką zaliczamy kolejny park narodowy i chcemy to dokończyć.
Jeden z synów leśniczego Marka Pawlaka poszedł w jego ślady, drugi pasjonuje się komputerami i informatyką. Jednak dla całej rodziny najważniejszy jest las…
Rozmawiał R.Poradowski