W kwietniu  – Miesiącu Pamięci Narodowej przypominamy ofiary II wojny światowej zamordowane w lesie w rejonie Babich. Choć rocznicowe uroczystości odbywają się zwykle w miejscu rozstrzelania 22 Polaków w sierpniu 1941 roku, w okolicznych lasach podczas wojny wielokrotnie dochodziło do zbiorowych egzekucji, co potwierdziły ekshumacje z kwietnia 1945 roku. Można przypuszczać, że ziemia w tych lasach kryje jeszcze wiele ofiar i mrocznych tajemnic.

Jest sierpień 1941 roku, godzina 14.30. 33-letni Szczepan Raźniewski kończy pracę w składzie desek Magrowicza  przy ulicy Łaskiej w Pabianicach. Na moment wraca jeszcze do biura. – W tym czasie jego kolega Pęczek sprząta okoliczny teren – wspomina po latach córka Raźniewskiego Jadwiga Misztalewicz.  – Tata doradza koledze, by podpalił śmieci i szybko zrobił porządek. Rozmowę podsłuchuje zza wagonu jeden z Niemców, zawiadamia gestapowców i niemal natychmiast pięciu Polaków ze składu desek przy ulicy Łaskiej trafia do aresztu. Po piętnastej gestapowcy są już w naszym domu przy ulicy Tkackiej 8. Robią rewizje, szukają broni, nielegalnych gazet. Moja mama leżała w tym czasie chora, więc zostawili ją w spokoju, ale z siennika wyrzucili słomę. Niestety, podczas tego przesłuchania znaleźli znaczek AK.

Żona Raźniewskiego ustala, że jej mąż Szczepan wraz z czterema kolegami znajduje się w więzieniu przy ulicy Sterlinga w Łodzi. Końcówka lata jest chłodna, więc przygotowuje paczkę dla męża z ciepłą odzieżą i wraz z siostrą jedzie do Łodzi. Dostrzegają grupę Polaków prowadzonych na przesłuchanie, jest wśród nich i Raźniewski. Smutny, posiniaczony, ze śladami katowania. To wówczas jakimś cudem udaje się jej podać Raźniewskiemu paczkę z kożuszkiem i ciepłą bielizną. Ten kożuszek rozpoznaje później na szczątkach ekshumowanych w Babichach. Żona Raźniewskiego jeszcze kilka razy pojawia się z paczką w więzieniu przy ul. Sterlinga, ale za trzecim razem przy nazwisku męża dostrzega krzyżyk… Hitlerowcy oświadczają, że pabianiczan wywieziono na roboty do Niemiec. Potem jednak wezwana zostaje na komendę policji, gdzie otrzymuje oficjalne zawiadomienie o śmierci męża. Niepewność, która jej towarzyszyła dotąd, zamienia się w pewność: jej mąż został zamordowany.

Gdy wiosną po ustaniu działań wojennych na naszym terenie odkryta zostaje mogiła z pogrzebanymi 22 mężczyznami, na miejsce zbrodni docierają krewni zamordowanych Polaków. W piaszczystym grobie o wymiarach 8 na 9 m, głębokim na około 4 m, znajdują się rozkładające szczątki ofiar Niemców. Ułożono je potem na pobliskiej polanie. Wszyscy Polacy w cywilnych ubraniach. Ręce niektórych ofiar powiązane z tyłu sznurkiem, w czaszkach w okolicy potylicy okrągłe otwory wlotowe  o średnicy około 8 mm i większe wylotowe w szczycie .

Śledztwo w sprawie zbrodni w lesie w pobliżu Babich trwa wiele lat. Tymczasem w miejscu egzekucji Polaków pojawiają się skromne tabliczki z przypuszczalnymi różnymi datami mordu. Dopiero po latach udaje się potwierdzić, że do zbrodni doszło w końcu lata 1941 roku. Dziś w lesie wyglądającym zupełnie inaczej niż przed laty, znajduje się symboliczna mogiła-pomnik, przy którym rzgowianie co roku składają wiązanki kwiatów. Tak było również 21 kwietnia br. Tego dnia hołd pomordowanym oddali m.in.: harcerze, strażacy z OSP w Guzewie, członkowie PiS, Spółki Leśnej, przedstawiciele samorządu z burmistrzem Mateuszem Kamińskim na czele i zastępczynią burmistrza Moniką Pawlik, radni Rady Miejskiej: Wiesław Gąsiorek i Zbigniew Waprzko, radna powiatowa Edyta Waprzko,  a także proboszcz rzgowskiej parafii ks. Krzysztof Florczak.

Fot.: Mateusz Tomaszewski

R.Poradowski