2 marca br. w godzinach dopołudniowych płonęły trawy przy ul. Tuszyńskiej w Rzgowie i niezbędna była interwencja strażaków. Ogień ugasili szybko, ale gdyby nie wkroczyli do akcji, mogłoby dojść do tragedii, nie mówiąc już o stratach materialnych. Ogień na płonących łąkach czy w przydrożnych rowach bardzo szybko wymyka się spod kontroli.
Choć nie nadeszła jeszcze kalendarzowa wiosna, ruszyło wypalanie traw na łąkach i pastwiskach. To szkodliwe i niedozwolone zjawisko towarzyszy nam każdego roku. W 2019 r. na prawie 154 tys. pożarów w Polsce aż blisko 56 tys. (ponad 36 proc.) dotyczyło właśnie wypalania traw. Ludzie porządkujący wiosną swoje działki czy pola nie zdają sobie sprawy z tego, że ogień posuwa się z prędkością nawet 60 km/h, podczas gdy człowiek może uciekać przed płomieniami z prędkością maksymalnie 20 km/h. O tym, że ucieczka w takich sytuacjach jest często niemożliwa, przekonaliśmy się w przypadku niejednej tragedii.
Ogień na łąkach to nie tylko śmiertelne niebezpieczeństwo dla ludzi, ale też olbrzymia strata w całym ekosystemie. W pożarach giną różne zwierzęta, np. jaszczurki, żaby, ptaki, a także mrówki. A jedna kolonia mrówek niszczy rocznie 4 mln owadów! Niebezpieczny jest także dym, bowiem znajduje się w nim sporo trujących substancji, a ponadto na okolicznych drogach może on doprowadzić do tragicznego wypadku.
Mimo licznych apeli strażaków i ekologów, wciąż pokutuje pogląd, że popiół na polu czy łące przynosi korzyści, a ludzie zapominają jednocześnie o stratach i niebezpieczeństwie dla człowieka oraz przyrody. Na szczęście od 2004 r. sprzymierzeńcem w walce z bezmyślnym wypalaniem łąk i nieużytków są przepisy dotyczące dopłat unijnych. Przy stwierdzonej ewidentnej głupocie wypalającego – nie ma mowy o dopłacie unijnej!
Fot. OSP Rzgów
R.Poradowski