Właśnie minęła pierwsza rocznica śmierci Andrzeja Prądzyńskiego, strażaka i społecznika. Przed rokiem pisałem, że miłością do straży „zaraził” się już w dzieciństwie, wszak jego ojciec Gerard należał do OSP.

Jego rodzice byli rolnikami: Helena i Gerard mieszkali przy Źródlanej. On pochodził z Kaszub, przyszłą małżonkę poznał w Niemczech, gdzie wywieziono ją na roboty. On miał za sobą walki w szeregach wojska polskiego pod dowództwem gen. Maczka.  W 1946 roku wrócili do Polski. Andrzej Prądzyński wychowywał się przy ul. Źródlanej 4. Ożenił się ze rzgowianką Zofią z Salskich. W połowie lat osiemdziesiątych jego rodzina zamieszkała przy ul. Kamiennej. Małżonkowie wychowali dwóch synów: Jarosława i Adama. Ten ostatni kontynuuje rodzinne tradycje rolnicze.

Ziemia była dla niego czymś najważniejszym i zarazem oczywistym, uprawiał ją z pasją, ale też przez 13 lat (1972-1985) pracował jako traktorzysta i kombajnista w Kółku Rolniczym przy ul. Literackiej. Był uzdolniony manualnie, ale miał też jeszcze jedną smykałkę – do pracy społecznej dla innych. W OSP przez 4 lata był naczelnikiem, a przez 6 – prezesem, wchodził w skład Prezydium Zarządu Miejsko-Gminnego ZOSP RP. W latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia przez dwie kadencje pełnił obowiązki radnego. Na wszystko znajdywał czas, nikomu nie odmawiał życzliwej rady czy pomocy. Widocznie to zaangażowanie społeczne było cechą rodzinną, bo też ojciec Gerard był aktywnym działaczem OSP w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX w. i w uznaniu zasług otrzymał tytuł Honorowego Członka OSP (1981), zaś jego córka Teresa Baranowska od lat kieruje rzgowskim KGW.

Z powodu choroby już w 1998 roku musiał przejść na rentę. Zmarł 10 grudnia 2021 roku i pochowany został na rzgowskiej nekropolii.

R.Poradowski