Dla takich firm jak Zakład Mięsny „Piemontes” czasy nie są łatwe. Szalejąca inflacja i wojna za wschodnią granicą powodują, że do normalnej działalności wkrada się zastój i po jedną sztukę bydła do uboju trzeba jechać niekiedy nawet 200-300 kilometrów. Cena wołowiny idzie w górę, to samo dzieje się z drobiem. A utrzymanie firmy na pełnych obrotach i zapewnienie ludziom pracy to problemy, które trzeba rozwiązywać codziennie. Leszek Gamoń, właściciel firmy leżącej za miedzą Bronisina Dworskiego, ma więc o co się martwić.
Zostawmy jednak na moment kłopoty na boku, wszak w tym roku przypada 30-lecie „Piemontes”. Oto jak początki firmy wspomina Leszek Gamoń. – Zakładając firmę miałem 20 lat, żadnego doświadczenia, ale głowę pełną pomysłów, a na głowie trochę więcej włosów. Tych pomysłów na biznes było wiele – jak filmowa kobieta pracująca, ja też żadnej pracy się nie bałem: był handel skórami w górach, sprzedaż ciuchów, handel złotem, a pierwsze kroku w obecnej branży stawiałem sprzedając mięso z samochodu marki ŻUK. Miałem odwagę podejmować coraz to nowe wyzwania, bo u mojego boku zawsze stał tata – człowiek, który służył doświadczeniem i dobrym słowem.
To rodzina była oparciem w tym najtrudniejszym okresie i tak jest do dziś. Nie żyje już ojciec pana Leszka – Kazimierz, ale nadal nieocenioną podporą jest mama Salomea, pomaga też żona Renata zajmując się przede wszystkim sprawami kadrowymi i biurowymi, zakład prowadzi młodszy syn Dawid, z kolei starszy koncentruje się na skupie zwierząt. Wszystko musi grać jak w szwajcarskim zegarku, bo w takiej branży wystarczy jeden poważny błąd i może dość do wielomilionowych strat. Chodzi wszak o mięso trafiające na rynek krajowy, ale i na eksport do wielu krajów Europy, m.in. Hiszpanii, Holandii, Irlandii, Niemiec i Włoch, a nawet Chin i Turcji.
– Podczas tych 30 lat spotkałem wielu ludzi, podjąłem setki tysięcy decyzji, z żalem… przelałem miliony złotych na konto urzędu skarbowego. Niektóre decyzje odbiły się czkawką, miliony wpłaconego podatku nigdy się nie zwróciły, ale najważniejsi ludzie zawsze byli i są obecni w moim życiu – mówił podczas jubileuszowego spotkania w lutym. Dziękował rodzinie, która – jak twierdził – daje mu siłę potrzebną każdego dnia. I pracownikom, szczególnie tym z najdłuższym stażem, m.in. Janowi Krawczykowi, Marzenie Papudze i Piotrowi Majewskiemu.
Jak dziś ocenia te 30 lat? Dobrze, poznał ludzi, sporo się nauczył, stworzył rodzinną firmę, z której jest dumny. Wysoka jakość mięsa, wyśrubowane reżimy technologiczne dające oczekiwany efekt, nowoczesne technologie, własna baza transportowa ze specjalistycznymi chłodniami, potężne zaplecze chłodnicze, specjalny system gwarantujący wysoką higienę na każdym etapie produkcji i nowoczesne technologie stosowane m.in. do próżniowego pakowania mięsa – to wszystko procentuje i jest źródłem satysfakcji. A przyszłość? Nie ma mowy o zatrzymaniu się i spijaniu śmietanki. Trzeba iść do przodu. Już myśli o dojrzewalni wołowiny, czyli kolejnym progu do pokonania na drodze do jeszcze lepsze jakości mięsa. Oby tylko zdrowie dopisywało i w kraju oraz wokół nas był spokój…
R.Poradowski







