W 1963 roku Józef Biniek z Piątkowiska wygrał sporą sumkę pieniędzy w „totka” i kupił motocykl WFM. Po jakimś czasie prawdopodobnie doszło do awarii silnika i jednoślad na wiele lat wylądował w szopie. Ostatecznie zajął się nim Radosław Głaszcz z Ksawerowa i przez dwa lata przywracał mu dawny wygląd. Nie było to łatwe, bo trzeba było rozebrać motocykl do najmniejszego detalu, wszystko przejrzeć i naprawić lub zastąpić nowymi częściami. Te ostatnie są nawet produkowane przez rzemieślników dla takich pasjonatów jak R. Głaszcz. Sam tłumik, lśniący dziś niklem i niczym nie różniący się od oryginału, kosztował 1000 zł. Ostateczny efekt można było podziwiać kilka dni temu podczas niedzielnego pikniku rodzinnego w Gospodarzu. WFM wzbudzał powszechne zainteresowanie.

Ten motocykl zmotoryzował Polskę. Był prostą i tanią konstrukcją, którą każdy mógł stosunkowo łatwo naprawić. To efekt polskich inżynierów, którzy w trudnych powojennych latach potrafili zaprojektować jednoślad będący marzeniem wielu rodaków. Popularna wuefemka, czyli WFM (od nazwy Warszawskiej Fabryki Motocykli) podbiła kraj i zastąpiła SHL. WFM produkowana była w latach 1954-1966.

Choć pan Radosław mieszka w Ksawerowie, należy do OSP w Gospodarzu. Tu zresztą Głaszczów żyje wielu. Dziadek Radosława – Zdzisław Głaszcz był jednym z założycieli straży w Gospodarzu. Jego wnuk nie poprzestaje na przywróceniu dawnej świetności „wuefemce”, na podobna operację czeka już kolejny stary jednoślad.

R.Poradowski