Łatwiej jest burzyć niż budować, łączyć niż dzielić – to wiadomo od początków naszych dziejów. Mądrzy rządzący zawsze szukali sojuszników, bo dzięki nim mogli budować potęgę państwa i swoją. Ci, którzy dzielili ludzi, szukali wszędzie wrogów i wytaczali największe działa by pogłębić przeciwników – najczęściej w ostateczności kończyli źle. Tak było nie tylko w naszym kraju.
Czy tych kilka zdań dotyczy tylko państw i władców, mocarstw i imperatorów? Nie, bo człowiek jest ułomny – także ten na dole, gdzieś w gminie czy małym miasteczku. Zamiast zmierzać do poprawy warunków życia w swoim sołectwie czy gminie – niejeden dąży do pogłębienia podziałów, wyeliminowania przeciwnika, zrujnowania tego, co już dobrze funkcjonuje. Sołtys jest zły, bo robi swoje i nie ogląda się na innych, zły też jest wójt czy burmistrz, bo ma własne zdanie i nie słucha krzykaczy, zły jest również nasz samorządowy konkurent, bo patrzy szerzej i widzi więcej niż tylko czubek własnego nosa. Źli są wreszcie także żurnaliści w myśl starego hasła wymyślonego prawdopodobnie przez Antoniego Słonimskiego, że za wszystkie grzechy świata odpowiadają Żydzi, masoni, cykliści i dziennikarze. W tym łatwym osądzaniu niejeden Katon zapomina o spojrzeniu w lustro, które po prostu nie kłamie.
Formalnie kampania wyborcza jeszcze nie ruszyła, ale wzajemne oskarżanie i opluwanie przeciwników już trwa. Do tej wojny „na górze” teraz dołączyły „doły”. Jeszcze kilka lat temu w gminach stroniono raczej od wielkiej polityki, zajmując się codziennymi problemami samorządów i mieszkańców. Teraz się to zmieniło. Niektórzy nie chcą pamiętać, że działalność w samorządzie w gminie czy sejmiku wojewódzkim służyć ma ludziom, a nie partiom czy wodzom. A służenie ludziom to ich jednoczenie wokół wspólnych celów, a nie dzielenie i autowanie.
Rys. Krzysztof Kowalewicz
R.Poradowski