Okres Świąt Bożego Narodzenia to okazja do przypomnienia, jak w minionych wiekach kultywowano tradycję i świętowano narodziny Pana. Choć wiele rodzin w Rzgowie na co dzień żyło w biedzie, starały się, by święta wnosiły w życie sporo optymizmu. Jak wynika ze wspomnień najstarszych mieszkańców, w okresie przedświątecznym sprzątano obejścia i strojono domy. Do tuszyńskiego lasu chodzono po drzewko choinkowe, często pod osłoną nocy. Wigilijna kolacja składała się z tradycyjnych 12 potraw, wśród których nie brakowało ryby i grzybów, a także pierogów. Popularny był żur grzybowy, śledź w oleju i śmietanie, także czerwony barszcz, któremu towarzyszyła kapusta z grochem. Były również ciasta drożdżowe i kompot z suszu, w niektórych regionach zwany garusem.
Choinkę strojono nie elektrycznymi lampkami, których dawniej nie było, ale świeczkami, które płonęły tylko podczas wieczerzy, bo obawiano się pożarów. Dzieci wykonywały papierowe łańcuchy i inne ozdoby, wieszano na drzewku owoce, m.in. orzechy i jabłka, pojawiały się również szyszki, które symbolizowały dobrobyt oraz płodność. W okresie międzywojennym popularne były szklane sople, które przywożono z piotrkowskiej huty „Hortensja”. Po wigilijnej uczcie wybierano się do kościoła na pasterkę, którą traktowano jako ważne wydarzenie. Uczestniczyło w niej bardzo dużo mieszkańców.
Jak wspominał przed laty nieżyjący już społecznik i działacz OSP Zenon Strycharski, choć starano się, by święta i powitanie Nowego Roku miały charakter odświętny i wyjątkowy, nie można było ukryć biedy, a nawet nędzy, w jakiej żyło sporo mieszkańców Rzgowa. Święta były okazją, by dzielić się wszelkimi dobrami i tak się działo. Ale bieda dawała o sobie znać przez cały rok, dlatego jeden z członków znanej w Rzgowie rodziny Śpionków, raz w tygodniu zapraszał na obiad kilka osób. Ci, którym lepiej się powodziło, np. wapniarze, nie tylko wspierali biedniejszych groszem, ale i żywnością oraz odzieżą.
To nie przypadek, że w latach sześćdziesiątych XIX wieku car zdegradował Rzgów i sporo innych miast do roli osady. Wielu Polaków odbierało to jako swoistą karę za udział mieszkańców w Powstaniu Styczniowym, co było w części prawdą, ale też prawdą było i to, że te miejscowości od dawna wiodły żywot wsi, że podupadały gospodarczo, co jeszcze potęgowały pożary i epidemie. Przyczyn tego stanu jest wiele i z pewnością do zubożenia mieszkańców przyczyniła się polityka zaborcy, ale faktem jest, że w XIX stuleciu mieszkańcy ledwo wiązali koniec z końcem, a sporo rodzin żyło w skrajnej biedzie. Podczas świąt starano się złagodzić nieco sytuację części mieszkańców, ale biedy nie udało się wyeliminować przez dziesiątki lat.
Dziś zapomniano już o tej rzgowskiej biedzie, a święta już od dawna stanowią okazję do prześcigania się w robieniu zakupów i przygotowywaniu kosztownych prezentów. Wiele żywności marnuje się, a i prezenty nie zawsze są trafione. W okresie świąt pod kościołem trudno dziś spotkać choć jedną furmankę, którymi niegdyś dojeżdżali mieszkańcy okolicznych wsi…
Ryszard Poradowski