Nazywano je „białym złotem”, bo jego wartość rosła szczególnie w okresach dynamicznego rozwoju, jak choćby w pobliskiej Łodzi w czasach „ziemi obiecanej”. Bez wapna nie można było budować murów potężnych fabryk. Kamień wapienny z pobliskiego Sulejowa dostarczali rzgowscy wozacy. Wyspecjalizowali się w tym transporcie, posiadali specjalnie wzmocnione wozy i silne konie. W wielu gospodarstwach były wielkie wozownie i stajnie. Niejeden rzgowianin dorobił się sporego majątku na tych transportach „białego złota”.
W samej Łodzi i najbliższej okolicy brakowało nie tylko kamienia wapiennego, ale i dobrej gliny do wypału cegły. Za to kamienia wapiennego było pod dostatkiem w nadpilicznym Sulejowie. Funkcjonowało tu sporo niewielkich wapienników. Ruch w interesie zaczął się w 2 połowie XIX wieku, gdy niewielka wcześniej Łódź stała się prężnym ośrodkiem przemysłowym, podobnie jak wiele okolicznych miasteczek, np. Zgierz, Konstantynów, Aleksandrów czy nawet Zduńska Wola. Ledwo utrzymujący się ze słabiutkich działek rzgowianie zaczęli dostarcza wapno. To była szansa dla wielu mieszkańców. Niektórzy posiadali kilka wozów, zatrudniali wozaków. Nocą do Sulejowa wyruszały kolumny wozów, by rano załadować jeszcze gorące „białe złoto”. Przywozili wapno nie tylko do Łodzi, wapniarzy można było spotkać na jarmarkach w wielu miastach środkowej Polski, m.in. w Piotrkowie, Radomsku, Tomaszowie czy Łasku.
Jeździli kolumnami, bo tak było bezpieczniej. Na drogach bowiem grasowało wielu rzezimieszków i złodziei. Mieli swoje stałe miejsca postoju i odpoczynku, m.in. w Srocku. Walczyli też z konkurencją, np. uszkadzając wozy innych wapniarzy, spychając ich do rowu, by nie dojechali na jarmark np. do Piotrkowa przy tamtejszej hali targowej.
Nie tylko wapniarze zarabiali na „białym złocie”. W Rzgowie powstało kilka warsztatów specjalizujących się we wzmacnianiu czy budowaniu solidnych drewnianych wozów konnych początkowo na metalowych obręczach, a potem gumowych kołach. Jeszcze po II wojnie światowej takie wozy wytwarzał w Rzgowie Ignacy Bednarski.
Rzgowscy wapniarze szybko stali się przedstawicielami raczkującego kapitalizmu. Byli ludźmi przedsiębiorczymi i dobrymi organizatorami. Do takich przedsiębiorczych rzgowian należał m.in. Jan Śpionek, któremu w życiu osobistym wiodło się raczej niespecjalnie, ale za to interesy rozwijał znakomicie. Miał cztery żony, bo trzy umarły bardzo wcześnie. W szczytowym okresie posiadał kilka swoich wozów i sporo koni, a w czasach prosperity wynajmował wielu wozaków, by dostarczyć zamówioną ilość kamienia wapiennego. W 1918 roku u zbiegu Grodziskiej i dzisiejszego Placu 500-lecia wzniósł nowoczesny, jak na tamte czasy, dom mieszkalny. Na zapleczu znajdowały się stajnie i wozownia. Według zgodnych opinii rzgowian, Jan Śpionek należał do najbardziej operatywnych przedsiębiorców. Należał do lepiej sytuowanych mieszkańców, ale potrafił tez dzielić się tym, co posiadał. W latach czterdziestych ubiegłego stulecia, zaraz po wojnie, gdy bieda dokuczała wielu mieszkańcom, co niedziele podejmował obiadem kilka byłych swoich pracownic. Po śmierci Jana (1948), te tradycje kontynuował jego syn Jan Bernard, znany pedagog i społecznik.
Z czasem skończyło się to wapienne eldorado, bo pojawiło się sporo samochodów, które zastąpiły konie na owies, ponadto wąskotorówka z Sulejowa do Piotrkowa okazała się bardziej efektywnym transportem „białego złota” i skończyła się tania eksploatacja kamienia wapiennego. Wciąż istnieją jego duże pokłady, ale zalegają poniżej lustra wody i wymagają bardziej kosztownej eksploatacji, ponadto nastąpiła prawdziwa rewolucja w produkcji materiałów budowlanych. „Białe złoto” wciąż jest w cenie, ale doskonale obywa się bez rzgowskich wapniarzy.
Rys.: Jan Depczyński
Ryszard Poradowski



