Nie był rodowitym rzgowianinem, bo pochodził z pobliskiej Łodzi, ale w grodzie nad Nerem spędził dziesięć lat. Przez ten okres zdążył nie tylko podzielić się swoim muzycznym talentem, ale i zaprzyjaźnić z wieloma ludźmi.
Właśnie minęło siedem lat od jego śmierci. Chyba o nim zapomniano. Tak przecież bywa w tym naszym zagonionym życiu. Los bywa niesprawiedliwy i zabiera z tego świata ludzi bezcennych, których brak powoduje lukę w naszym życiu. Tak było również w przypadku Jana Adamkiewicza.
Nie był typowym organistą. Wysokiej klasy muzyk z ukończonymi w 1996 roku studiami na Wydziale Kompozycji i Teorii Muzyki łódzkiej Akademii Muzycznej, posiadał słuch absolutny. Grał znakomicie na organach, ale i skrzypcach, komponował i aranżował, teorie muzyki – jak mawiali jego przyjaciele – miał w jednym palcu. Swoją znajomością muzyki dzielił się z innymi, nie tylko podczas gry na organach w rzgowskiej świątyni. Do programu o Irenie Sendlerowej zaprezentowanego w XVII-wiecznych murach najcenniejszego rzgowskiego zabytku, przygotował 3 utwory i zagrał je na skrzypcach wraz z przyjaciółmi. A przecież choroba w jego organizmie czyniła już spustoszenie. W ciągu tych kilku chwil widać było jego wielką miłość do muzyki. Choć towarzyszący mu muzycy i członkowie dawnej scholi wiedzieli o tykającej bombie zegarowej z opóźnionym zapłonem, zachowywali się tak, jakby liczyła się tylko muzyka i prawdziwa sztuka, a czające się za rogiem zło właściwie nie istniało…
Ze Rzgowem związany był dziesięć lat, wszak pochodził z pobliskiej Łodzi, gdzie urodził się 30 października 1968 roku. Właściwie do końca nie poddawał się chorobie. Nie chciał o niej mówić. Gdy przyjaciele, znający jego sytuację postanowili zorganizować koncert charytatywny, tym ludzkim gestem był nieco zażenowany. To wtedy chyba po raz pierwszy w sędziwych murach świątyni siedział na dole, a nie na górze przy organach, jak zawsze. Zachowywał spokój, ale był wzruszony. Tak chyba czuje się wiele osób, którym choroba pokrzyżowała życiowe plany, a medycyna wraz z państwem nie okazała dostatecznej pomocy.
Jan Adamkiewicz zmarł 29 kwietnia 2018 roku i kilka dni później spoczął na cmentarzu w Nowosolnej. Chyba dopiero wówczas wierni ze Rzgowa odczuli jego brak, bo choć przez te dziesięć lat był zawsze gdzieś tam na górze, przy organach, za sprawą muzyki był wśród ludzi. Jak mówiono, muzykę nie tylko grał, ale i współtworzył. Wojciech Skibiński, przyjaciel Adamkiewicza, mówił, że był muzykiem wysokiej klasy, który swoją pasją i talentem dzielił się ze rzgowianami. Choć w grodzie nad Nerem spędził tylko część swojego życia, z pewnością zasłużył na pamięć.
Ryszard Poradowski