W Prawdzie nie ma takiego drugiego mieszkańca, który byłby przy narodzinach miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej w 1945 roku. Pan Ryszard Rosowski ma dziś 91 lat i pojawił się niedawno na zebraniu sprawozdawczo-wyborczym swojej jednostki. – Ze zdrowiem coraz gorzej, ale przecież nie mogę nie uczestniczyć w tak ważnym wydarzeniu naszej straży – mówi były prezes jednostki.

Ryszard Rosowski jest też chodzącą historią Prawdy. Jak wspomina, przed wojną w tej wsi nie było zbyt wielu Niemców, ale wszystko zmieniło się podczas okupacji. Wysiedlono wówczas wielu Polaków, a na ich miejsce przyjechali Niemcy. Rodzina Rosowskich sama opuściła Prawdę i przeniosła się czasowo do Łodzi. Ich gospodarstwo zajął Niemiec z Kalinka.

W tym czasie rodziny Rosowskich nie było więc w Prawdzie, ale pan Ryszard interesował się tym, co działo się w jego wsi. Gospodarstwa były raczej biedne, domy kryte strzechą, więc wystarczyła iskra z komina, by ogień trawił cały dobytek. Niemcy bali się pożaru. Dlatego postanowili założyć straż ogniową. W styczniu 1945 roku znów wszystko się odmieniło i niedawni panowie życia i śmierci Polaków uciekli na zachód.

W 1945 roku Polacy, którzy przeżyli wojnę i powrócili do swoich gospodarstw, założyli OSP. Drewnianą szopę na narzędzia pożarnicze stojącą w rejonie dzisiejszego skrzyżowania z krzyżem, przenieśli w miejsce, gdzie dziś stoi murowana strażnica. Rozebrali starą i w częściach przewieźli w nowe miejsce. Pomagali wszyscy mieszkańcy, nikt nie oglądał się na drugiego, nikt nie domagał się zapłaty.

Pan Ryszard pamięta doskonale tamtą straż i pierwszych prezesów. Pierwszy Wacław Kluczak był rolnikiem, podobnie jego następca Tadeusz Popa. Nie mieli samochodów takich jak dziś – w tej szopie stał wóz konny, na którym stała motopompa i tak wyekwipowani jechali do pożaru.

Jak wspomina R. Rosowski, w tej prymitywnej strażnicy koncentrował się całe życie Prawdy. Tu odbywały się zebrania OSP, zabawy taneczne, tu zapadały decyzje dotyczące budowy murowanej strażnicy. – Gdy już za poniemiecką szopą stanęła nowa strażnica, rozebraliśmy drewniany budynek.

A potem była bezustanna walka o pieniądze, materiały budowlane, nowy sprzęt. Teraz młodzi ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że w tamtych czasach były rozdzielniki, brakowało cegieł. Cementu, wszystko trzeba było wychodzić” w urzędach. Zdobywać zgody, pieczątki setki pism. A przecież trzeba było też walczyć z ogniem, bo strzechy i drewniane zabudowania bezustannie płonęły. Jedna z największych akcji gaśniczych związana była z pożarem wielu zabudowań w pobliskim Guzewie.

A że pan Ryszard mieszka w sąsiedztwie strażnicy, przez lata był jej gospodarzem, potem prezesem. Rozbudowuje strażnicę i integruje miejscową społeczność. Straż znakomicie współpracuje z paniami z KGW. To nie przypadek, że pan Ryszard jest członkiem tej kobiecej przecież organizacji, a Wiesława Leszek, jakby dla przeciwwagi – działaczką OSP.- Dzięki takiej współpracy łatwiej nam rozwiązywać różne problemy, a kobiety z KGW czują się bardziej związane ze strażą i odpowiedzialne za nasz wspólny dobytek.

Ze względu na wiek R. Rosowski nie działa już tak aktywnie jak przed laty, ale ma godnego następcę – jego syn Janusz od lat pełni obowiązki gospodarza OSP. Jednak pan Ryszard wciąż interesuje się tym wszystkim, co dzieje się w straży i we wsi. Cieszy go rozwój OSP, podobają mu się też zmiany na lepsze we wsi, która w jego dzieciństwie nie miała nawet dobrej drogi.

Na zdjęciach: Druh Ryszard Rosowski jest członkiem OSP ponad 75 lat, zaś Wiesława Leszek – 60.

R.Poradowski